27 sierpnia 2012

Recenzja: Jessie Ware - Devotion

Zaraz obok Emeli Sandé i Delilah’i, Jessie Ware jest jedną z lepiej rokujących debiutantek, o której w przeciągu najbliższego roku zrobi się naprawdę głośno – wpierw na Wyspach, następnie w całej Europie. Co prawda, 26-letnia Angielka już odnosi duże sukcesy, dominując w najważniejszych brytyjskich notowaniach, jednak można spodziewać się, że to dopiero zalążek jej przyszłego rozgłosu. W Polsce wystarczył jeden mini-koncert (na tegorocznym Open’erze), żeby swoim uwodzicielskim głosem i niegłupim repertuarem zniewoliła większość uczestniczących w nim osób. Jako, że tydzień temu ukazały się jej premierowe nagrania, nie pozostało mi nic innego, jak przekonać się, co w jej muzyce jest takiego niezwykłego.

Na wydane nakładem Islands Records Devotion, składa się 11 tracków utrzymanych w klimacie wyrafinowanego popu, połączonego ze zręcznie przemyconymi elementami soulu, r&b i elektroniki, które nadają tej muzyce potężną dawkę zmysłowości. Innymi słowy dostaliśmy to, co ostatnimi czasy jest w modzie i na co popyt z dnia na dzień staje się coraz większy – przyszły mainstream. Za to na jakim poziomie.

Za pracę nad dźwiękami odpowiadają osoby zajmujące się na co dzień popem, rockiem i elektroniką (Dave Okumu & Julio Bashmore) oraz folkiem i indie (Kid Harpoon). Połączenie ze sobą tych, na pozór, całkowicie różnych światów, poskutkowało powstaniem produkcji dopracowanych technicznie, którym słowa ‘szablonowość’ i ‘ wtórność’ są w pełni obce. Jessie i producenci odwalili kawał porządnej roboty, za wszelką cenę inwestując w nowe pomysły, będące w stanie zaskoczyć potencjalnego słuchacza i zachęcić go do zapoznania się ze wszystkim, co wyszło spod ich ręki. A co jeszcze pomoże im to osiągnąć? Przede wszystkim chilloutowa konwencja płyty, która zawiera w sobie subtelną zmysłowość i wytworność, charakterystyczną dla wizerunku wokalistki - kobiety 'z klasą'. Wypoczynek przy takich melodiach bywa niezwykle przyjemny. I wciąga.

Z kolei tekst wypada o klasę gorzej, czyli optymalnie. Tematyka składa się w prawie 100% ze stosunków damsko-męskich, ze szczególnym naciskiem na aspekty tj. zaufanie, oddanie i poświęcenie, zagubienie i chaos w życiu uczuciowym oraz męska bierność i podstępność – to tak w dużym skrócie. Pod tym względem szału nie ma, Jessie nie odkrywa Ameryki. Oferuje za to stosunkowo długie, treściwe zwrotki, pełne bezpośredniego przekazu i swoistej głębi. Słuchając jej wywodów, można utwierdzić się w przekonaniu, że dziewczyna potrafi nieźle pisać. Jednak chciałbym usłyszeć ją w innej tematyce, bo tutaj często się powtarza.


Singlowo też jest nie najgorzej, zarówno ilościowo jak i jakościowo. Na dzień dzisiejszy wydano 3 kawałki: Running (luty), 110% (kwiecień) i WIldest Moments (czerwiec). Każdy brzmi inaczej, każdy wywołuje inne emocje. Przemyślany wybór.

Generalnie, można powiedzieć, że wszystkie produkcje prezentują w miarę równy poziom. Mimo to, do pozycji obowiązkowych, które gorąco polecam osobom chcącym zapoznać się z najlepszą stroną tego wydawnictwa, zaliczam Taking in Water, Devotion, Not to love oraz 110%. Natomiast nie udało mi się wyłapać utworów, które wywoływałyby jakikolwiek niesmak, czy też znużenie. Chociaż płyta nie jest wyjątkowo energiczna, to bardzo trudno jest się wyłączyć i zgubić wątek. W końcu jedną z jej głównych plusów jest wysokie zróżnicowanie.

Devotion jest jednym z albumów, do którego będzie się często powracać i który może stać się bodźcem powodującym spopularyzowanie 'ambitnego popu' na dużo większą skalę niż dotychczas. Co tak właściwie odróżnia pannę Ware od jej koleżanek? Jest zdecydowanie bardziej charyzmatyczna i posiada wyjątkowo wysmakowany styl, który w połączeniu ze zmysłowym, chilloutowym repertuarem sprawia, że nawet najwięksi fani Emeli, Delilah i Florence (BTW, z tą ostatnią chodziła do szkoły) odnajdą w jej muzyce sporo świeżych pomysłów, które w/w. panie nie zastosowały w swojej twórczości. Słabe strony krążka? Co najwyżej warstwa liryczna, która w porównaniu do konkurencji i tak wypada przyzwoicie. Chcąc nie chcąc, tym razem nie da się wystawić innej oceny niż 5.

P.S. Jeżeli podoba Ci się muzyka Jessie Ware, zachęcam do polubienia fanpage'a Jessie Ware Polska. Można znaleźć tam wiele ciekawych newsów dotyczących artystki.

Zgadzasz się? Podaj dalej:

10 komentarze:

Jak na razie przesłuchałem tylko kilka kawałków z płyty, ale chyba zapowiada nam się kandydatka do najlepszego debiutu roku. Wciąż czekam na recenzje No Doubt :))

Hmm.. nie, nie podoba mi się.;c

Strasznie uwielbiam jej album, no i Jessie :) Czekam na koncert w Polsce!

Zrecenzujesz Alanis Morissette "Havoc And Bright Lights" i Cat Power "Sun" ??

Początkowo miałem w planie napisać o tej pierwszej, ale obecnie jest tak dużo płyt, że nie wiem, czy zostanie mi czasu.

Na pewno jeden z ciekawszych albumów roku :)

Muszę się jeszcze dokładniej wsłuchać ;)

... dużo wysmakowania, dużo też zmysłowości ...

no już jakiś czas temu zachwyciłam się Jessie Ware, Od razu skojażyła mi się Sade, którą uwielbiam. Ostatnio rzadko można usłyszeć tak dobrą muzykę

Dla mnie płyta całkiem wporzo :-)

Prześlij komentarz