9 sierpnia 2012

Recenzja: Rick Ross - God Forgives, I Don't

Trudno nie znać Ricka Rossa – nawet jeżeli nie kojarzymy jego solowych produkcji, to każdy powinien słyszeć co najmniej jeden utwór, w którym występuje gościnnie. W końcu do featuringów zapraszają go same największe postacie wykonujące rap i rnb. W cieniu licznych współprac pozostają (dla ‘szarego słuchacza’) jego cztery dotychczasowe longplaye: Port of Miami, Trilla, Deeper Than Rap i Teflon Don, z których mnie najbardziej podobał się debiut. Poza nimi, Rick ma na koncie kompilację, soundtrack, 3 kolaboracje i 5 mixtape’ów. Biorąc pod uwagę fakt, że to wszystko zostało wydane w przeciągu 8 ostatnich lat, można stwierdzić, że gość nie lubi się nudzić.

Dwa lata po wypuszczeniu ostatniego albumu i miesiąc po ostatnim mixtejpie, nadeszła pora na długogrające cuś o gangsterskiej nazwie God Forgives, I Don't. W rozszerzeniu składa się z 17 tłustych, hip-hopowych propozycji spod szyldu wytwórni Maybach Music (co jest podkreślane w prawie każdej produkcji), wspieranej przez Def Jam Recordings. Nie jestem wielkim fanem Rossa – raper jak raper, czasami lubię powroty do jego tracków, jednak nigdy nie wydał czegoś, przez co zacząłbym go nieziemsko wielbić. Do tej płyty podszedłem więc bez większego entuzjazmu, zwłaszcza gdy zapoznałem się z promującymi ją, takimi sobie singlami. Teraz, jak już krążek po małym opóźnieniu wpadł w moje rączki, czas sprawdzić czy znajdę tu coś będącego w stanie zainteresować potencjalnego słuchacza.


Na początku warto wspomnieć, że warstwę muzyczną zawdzięczamy postaciom tj. Jake One, Cool & Dre, J.U.S.T.I.C.E. League, Pharrell Williams, czy Rico Love. Jak już wiemy, z kim mamy do czynienia, można przejść do omówienia aspektów technicznych – a na tym polu nie jest za najlepiej. Pierwszym elementem, który razi w uszy są nietrafione bangery – mało tego, że większość z nich jest na swój sposób patetyczna i nudna (może poza 911 i So Sophisticated), to w wielu momentach są wręcz zbędne. Jednakowo przeciętnie mają się sample, które również nie należą do wyjątkowo ciekawych – są modne i dla osoby, która nie słucha na co dzień tego typu klimatów, mogą okazać się całkiem przyjemne. W rzeczywistości są troszkę oklepane i mimo że nie wywołują mdłości, to wypadają strasznie matowo i na tle starszych dokonań rapera - co najwyżej średnio. Generalnie, całokształt brzmień jest bardzo usypiający, nie buja i nie podtrzymuje zainteresowania wywołanego przez garstkę poszczególnych numerów.

Nawijka ma się podobnie, czyli zwyczajnie. Jej najsilniejszą stroną są przede wszystkim gościnne głosy, które stanowią dobrą odskocznię od słabej formy gospodarza – mało tego, że rapuje on o totalnych bzdetach, to jeszcze robi to tak, jakby mikrofon widział pierwszy raz w życiu. Usłyszymy tu Dr Dre, Jaya-Z, Ne-Yo, Andre 3000, Meek Milla, Elijah Blake’a, Omariona, Ushera, Wale’a, Drake’a, Stalley’a, Nasa i Johna Legend. Jak widać, dużo i grubo – prawie każdy artysta prezentuje się lepiej od Ricka. Mówiąc o przekazie, standardowo poruszane są gangsta-tematy, czyli dziwki, dragi, luksus i reklama własnej wytwórni, połączone z braggami z niższej półki. To powoli zaczyna robić się męczące, choć z drugiej strony zawsze mogło być gorzej.


Touch’n You, tak zwie się pierwsza wydana z albumu produkcja, nic ciekawego. Dużo lepszy jest jej następca, czyli So Sophisticated, który, jak wspomniałem wcześniej, posiada niezły banger. Jego przeciwieństwem jest singiel nr trzy: Hold Me Back – naprawdę zbędna pozycja. Natomiast do pozasinglowych nagrań, które warto przesłuchać zaliczam Ten Jesus Pieces, Maybach Music IV i Sixteen – cała trójka została stworzona przez J.U.S.T.I.C.E. League. A co z pozostałymi? Mogę je polecić tylko najwierniejszym fanom rapera.

God Forgives, I Don't jest płytą na raz, góra dwa, która, poza drobnymi wyjątkami, nie oferuje słuchaczowi niczego atrakcyjnego. Jest po prostu średnia, zarówno jeżeli chodzi o podkład, jak i tekst – jej jedynym większym plusem, oprócz featuringów, jest czarny, hip-hopowy klimat, który towarzyszy nam od pierwszego do ostatniego numeru. Jednak nawet on zbyt nie podciąga poziomu całości. Dostatecznego poziomu.


Zgadzasz się? Podaj dalej:

9 komentarze:

U mnie na blogu jest "Touch'n You".xd I mi się nie podoba ta piosenka

Masz może w planach zrecenzowanie nowej płyty No Doubt?

Na razie trudno powiedzieć, ale raczej tak.

Przesłuchałem większą część 'Touch’n You'(chyba tylko dlatego, że jest tam Usher) - trochę wieje nudą, a teledysk - nie wiem czy z założenia miał być żałosny, czy producenci myślą, że to jest klimatyczny.
Tymczasem po włączeniu 'Hold Me Back' uszy mi eksplodowały...
P.S. Koniecznie musisz zrecenzować 'Push and Shove' :)

dla mnie szału nie ma ;) jak kolega wyżej napisał wieje nudą ;)

Wyszła nowa płyta Juli - Na Krawędzi. Mógłbyś zrobić jej recenzję?

http://www.empik.com/na-krawedzi-jula,p1052246202,muzyka-p#e

Jak w ciągu tygodnia uda mi się ją nabyć, to oczywiście.

THESE BURGERS WON'T HOLD ME BACK

Prześlij komentarz