29 lutego 2012

Recenzja: WZRD - WZRD

Kid Cudi jest jednym z moich ulubionych raperów - tworzy on muzykę niekonwencjonalną, bardzo głęboką, wręcz magiczną. Jest to głównie alternatywny hip-hop, którego prezentują dwie wypuszczone dotychczas płyty oraz 1 mixtape - naturalnie cała trójka wydała mi się genialna. Przy ich produkcji udzielał się m.in. Dot da Genius, który odpowiada za takie numery jak Marijuana, czy Trapped in my Mind. Cudi wspomniał kiedyś, że chciałby nagrać coś rockowego. Jakiś czas temu myśl tą podchwycił właśnie pan Genius. Tak utworzono duet WZRD.

Duży wpływ na powstanie krążka WZRD (skrót od Wizard) miał sukces pierwszego singla z ‘Man on the Moon II’, Erase Me, który jest utrzymany właśnie w rockowej konwencji - Mescudi widząc, że został ciepło przyjęty, postanowił stworzyć więcej kawałków w podobnym klimacie. Oczywiście jeszcze bardziej specyficznych. Tak więc zmontowano 11 tracków, które zawierają się w alternatywnym, psychodelicznym rocku. Brzmi ciekawie. I znając Kida Cudiego tak też powinno być. Lecz czy aby na pewno artyści nie pogubili się w tej muzyce?

27 lutego 2012

Recenzja: The Cranberries - Roses

Dzisiaj piszę o jednym z najbardziej intrygujących powrotów roku - zespole The Cranberries, który 11 lat temu tymczasowo zawiesił swoją działalność. Jego dobytek to 5 lepszych i gorszych krążków, dzięki którym zyskał rzeszę fanów na całym świecie – szczególnie dzięki hitom tj. Zombie, Dream oraz Linger. Nigdy nie byłem fanem tego zespołu, ale i tak darzę go ogromną sympatią. Z tejże sympatii (wspieranej też ciekawością) postanowiłem zbadać, co po wielkiej studyjnej przerwie ma nam do pokazania Dolores O'Riordan wraz ze swoimi muzykami.

Szóste wydawnictwo grupy The Cranberries nosi nazwę Roses i w wersji podstawowej zawiera 11 rockowych tracków o lekko folkowym zabarwieniu, które klimatem przypominają starsze dokonania Irlandczyków. Co można powiedzieć po paru odsłuchanych kawałkach? Przede wszystkim to, że zapowiada się przyjemnie. Mam nadzieję, że się nie zawiodę. No i może będzie ciekawiej, bo jak na razie szału nie ma.

25 lutego 2012

Recenzja: Chiddy Bang - Breakfast

Chidera Anamege oraz Noah Beresin to dwójka amerykańskich MC's, którzy od ponad 3 lat tworzą duet Chiddy Bang. W Polsce są znani głównie z przeboju Opposite of Adults, który swoim czasem był ostro wałkowany przez rozgłośnie radiowe. Mimo iż będę omawiał ich debiutancki LP, warto wiedzieć, że nie są to muzyczni nowicjusze - przez 3 lata działalności, szlifowali swoje umiejętności, wydając 4 mixtape'y oraz 2 EP'ki. Bogaci w doświadczenie, 'znajomości' i (w pewnym sensie) wyrobioną markę, panowie wydali coś długogrającego.

Omawiana produkcja zwie się Breakfast i wersji dostępnej w amerykańskim iTunes zawiera 14 różnorodnych tracków stanowiących eksperymentalną mieszankę hip-hopu, popu i elektroniki, czyli to, co Chiddy Bang tworzy już od dawna. Czasami bywa czarno, czasami radiowo - ale czy zawsze na wysokim poziomie?

24 lutego 2012

Recenzja: Sleigh Bells - Reign of Terror

Sleigh Bells to amerykański duet składający się z producenta i tekściarza Dereka E. Millera oraz wokalistki Alexis Krauss. Początkowo, grupa zamieszczała swoje numery jedynie w sieci, lecz po pewnym czasie zainteresowała się nimi wytwórnia Mom+Pop, proponując wydanie krążka. Tak więc w maju 2010, ukazał się album Treats, który zdobył uznanie krytyków muzycznych oraz słuchaczy, dostając się na 39 miejsce notowania magazynu Billboard. Po dwóch latach oczekiwania, światło dzienne ujrzał ich świeży materiał. Czas mu się głębiej przyjrzeć.

Drugie wydawnictwo nowojorskiego zespołu Sleigh Bells nazywa się Reign of Terror i tak samo jak poprzednik zostało wypuszczone spod szyldu Mom+Pop Music. Po raz kolejny mamy do czynienia z dość specyficznym nurtem jakim jest noise pop, w którym utrzymano wszystkie 11 kompozycji. Mimo iż na co dzień słucham całkowicie innej muzyki, album ten na pierwszy rzut oka wydał mi się dosyć intrygujący...

20 lutego 2012

Recenzja: Edyta Górniak - My

Krążek, o którym dzisiaj mowa należy do ikony polskiej muzyki rozrywkowej - Edyty Górniak. Artystka ma już prawie 40 lat i w sumie 5 długogrających wydawnictw na koncie. Jej ogromny sukces i (co za tym idzie) popularność, można przypisać przede wszystkim genialnemu wokalowi, który czaruje każdą napotkaną osobę - w tym również i mnie. Cztery lata po wypuszczeniu ostatniej płyty, Edzia postanawia o sobie przypomnieć i przedstawia nam swoje najnowsze kompozycje. Przekonajmy się, czy są one warte tak długiego oczekiwania.

Album wydany przez Anaconda Productions zwie się My i w opcji dostępnej w sklepach zawiera 11 (wersja cyfrowa poszerzona jest o 1 bonus track) świeżych, zwykle popowych numerów, od których niekiedy zalatuje klimatami rnb. W sumie oferują one ok. 50 minut rozrywki. Ale czy na wysokim poziomie? Według mnie nie za bardzo...

15 lutego 2012

Recenzja: Emeli Sandé - Our Version of Events

Adele Emeli Sandé to 25-letnia szkocka piosenkarka, która zabłysnęła w branży głównie jako znakomita tekściara - pisała teksty dla m.in. Susan Boyle, Leony Lewis oraz Cheryl Cole. Następnie nastał okres featuringów, gdy to Emeli bywała (i wciąż jest) zapraszana do współpracy w charakterze wokalistki ze słynnymi brytyjskimi artystami tj. Tinie Tempah, Wiley, Professor Green czy Chipmunk, gdzie pokazała, że śpiewa tak, jak i pisze - czyli znakomicie. To, że wkrótce wyda solową płytę było tylko kwestią czasu. No i doczekaliśmy się.


Our Version of Events to debiutancki album utalentowanej wokalistki Emeli Sandé. W wersji podstawowej znajdziemy tu 14 tracków będących ciekawą mieszanką rnb i soulu, która może nie jest specjalnie odkrywcza, ale i tak trzyma wysoki poziom - posiada swoją klasę i urok. Całość wydana pod patronatem Virgin Records.

11 lutego 2012

Recenzja: First Aid Kit - The Lion's Roar

Mimo iż siostry Söderberg działają już od ponad 5 lat, zrobiło się o nich głośno dopiero w 2010 roku, gdy to ukazało się ich pierwsze większe wydawnictwo. The Big Black & The Blue został ciepło przyjęty przez krytykę i znalazł wielu nabywców - nie tylko w ojczystej Szwecji. Jednak w Polsce duet First Aid Kit nie jest zbytnio popularny, gdyż na muzykę, którą prezentuje, popyt jest niestety niewielki. Teraz grupa powraca ze świeżym materiałem. Nastawienia do gatunku raczej nie zmieni, ale sprawdźmy, czy da radę narobić wokół siebie zamieszania.


Omawiana produkcja nosi nazwę The Lion's Roar i (tak samo jak poprzedniczka) została wydana przez Wichita Records. Spotkamy na niej 10 bardzo spokojnych, wyważonych utworów, które najprościej zakwalifikować do folku. Warto dodać - ciekawego: chwytliwego, zróżnicowanego oraz klimatycznego. Czyli czegoś, czym warto się zainteresować.

5 lutego 2012

Recenzja: Die Antwoord - Ten$Ion

Dzisiaj przedstawię swój najnowszy import z RPA - zespół Die Antwoord, w skład której wchodzą raper Ninja, wokalistka Yo-Landi Vi$$er oraz producent DJ Hi-Tek. Mają oni na swoim koncie jeden album oraz dwie EP'ki, które (jak na afrykańską grupę) są dosyć popularne. W Polsce znani są głównie z przeboju Enter The Ninja - tak samo 'specyficznego' jak cała ich twórczość, która ma tylu zwolenników, ilu wrogów. Ostatnio wpadło mi w ręce ich najnowsze, kolejne nieźle pokręcone wydawnictwo. Przesłuchałem. Ustosunkowałem się. Teraz je ocenię.

Na wypuszczonym pod koniec stycznia Ten$Ion, znajdziemy 13 tracków stanowiących połączenie hip hopowych bitów z popowo-elektronicznym podkładem, który momentami zalatuje klimatami techno, a nawet dubstepu. Jednak nie chodzi mi o radiowy electropop przekroju Ke$hy, czy 'klubową' muzykę Davida Guetty - tutaj mamy do czynienia z czymś bardziej niezależnym, w dużej mierze niekomercyjnym. I przy okazji szalonym: czasami zabawnym, czasami żałosnym. A czy dobrym?

3 lutego 2012

Recenzja: Lana Del Rey - Born To Die

Mimo iż Lana Del Rey ma na swoim koncie parę studyjnych dokonań, wiele osób jest przekonanych, że jest debiutantką. Nie ma się co dziwić, w końcu wcześniejsza płyta oraz 2 EP'ki nie odniosły kompletnie żadnego sukcesu - chyba, że w wąskich kręgach. Natomiast w przypadku tego albumu wystarczyły tylko dwa single, by większość muzycznego półświatka zaznaczyła sobie w kalendarzu datę jego wydania - część ostrząc sobie ząbki, część z ciekawości. Krążek już od paru dni leży na moim biurku. Najwyższy czas mu się przyjrzeć.

Druga płyta 25-letniej Amerykanki (chociaż do niedawna byłem pewien, że pochodzi z UK) Lizzy Grant ukrywającej się pod pseudonimem Lana Del Rey zwie się Born To Die i w podstawowej edycji składa się z 12 utworów. Jakich? Podobnych do twórczości Bjork? Nie. Adele? Tez nie. A Florence + the Machine? Po części. Elizabeth przedstawiła nam własny, w miarę oryginalny styl zawierający się pomiędzy indie popem a rockiem alternatywnym, dodatkowo wzbogacony o inspiracje takimi gatunkami jak blues czy rnb, który (tak samo jak osiągnięcia powyższych pań) posiada swoją specyficzną magię. Ale czy aby na pewno jest się czym ekscytować?