14 lipca 2011

Recenzja: Colbie Caillat - All of You

Z całej kariery 26-letniej Colbie Caillat najbardziej podoba mi się jej image: dziewczyna jest miła, sympatyczna, nie wdaje się w skandale, w dodatku jest śliczna i potrafi śpiewać. Podczas swojej 4-letniej  działalności scenicznej wydała dwa średniej jakości krążki i dwie również przeciętne Ep’ki. Teraz, po dwóch latach przerwy, Amerykanka prezentuje nam swoje najnowsze dzieło. Lepsze niż poprzednie?



All of You, bo o tym krążku dzisiaj mowa, jest to wydawnictwo składające się z 12 świeżych, pozytywnie bujających numerów, które swoim klimatem przypominają produkcje innej sympatycznej dziewczynki, Lenki. Jednak w porównaniu do albumu starszej koleżanki, longplay Colbie wypada troszkę gorzej – produkcje są co prawda dobre, ale czasami zdarza im się powiać nudą.

Nie jest to jednak kwestia monotonii – w końcu tracki są w miarę różnorodne i w większości nie jadą na tych samych samplach, więc to raczej nie od tego. Poza samą wokalistką za produkcję odpowiada m.in. jej ojciec Ken Caillat, Greg Wells i Ryan Tedder (Beyonce). Dzięki połączeniu folku, popu i śladowych elementów rocka alternatywnego, stworzyli nawet ciekawe tracki, którym mimo iż są dobre, do perfekcji jeszcze dużo brakuje. Podkład składa się w większości z naturalnych instrumentów – słyszalnych dźwięków komputerowych jest naprawdę niewiele, o ile w ogóle jakieś są. Poza tym, nie wiem, czy to zasługa kompozycji muzyki, czy tekstu (o którym akapit niżej), ale tracki emanują z siebie pozytywną energią, miłością i ciepłem ogniska domowego – naprawdę przyjemnie się tego słucha.

Jak wiadomo (albo i nie), poza samym śpiewaniem, Colbie zajmuje się też pisaniem tekstów zarówno dla innych artystów jak i dla siebie – m.in. napisała tekst właśnie na All of You. Zgodnie z zapowiedzią, jest on dojrzalszy i bardziej osobisty niż ten z poprzednich wydawnictw: mowa jest (standardowo) o miłości, lecz w bardzo pozytywnym wydaniu – może nie jest jakoś specjalnie oryginalnie, ale nie drażni ani nie jest zbyt banalny. Może być.

Pierwszą realną oznaką powstawania albumu zostało wydane w połowie lutego I Do. Track, jak każdy inny z tej płyty jest przyjemny, wpadający w ucho i lajtowy na maksa. Niestety, przez słabą promocję i brak popytu na taką muzykę nie stał się radiowym przebojem, wręcz przeciwnie, mało kto o nim usłyszał. Ten sam los podzielił drugi singiel – Brighter Than The Sun, któremu, mimo iż jest znacznie lepszy, też się nie powiodło. A szkoda, bo stacjom radiowym (może nie tyle im, co ich słuchaczom) przydałaby się mała odskocznia od wszelkiej maści electropopu, rapopolo, etc.

Na All of You nie uświadczymy numerów złych, ani bardzo przeciętnych. Nie ma tam też numerów wybitnie przebojowych – są po prostu dobre. Mi najbardziej spodobał się Favorite Song, z gościnnym udziałem rapera Common’a, co jest, swoją drogą, jedyną kolaboracją występującą na krążku. Fajnie w końcu usłyszeć duet rapera z piosenkarką, który nie jest kolejnym partem Love The Way You Lie. Co do reszty piosenek nie mam większych zastrzeżeń.

Płyta z pewnością spodoba się fanom delikatnego radiowego popu nadającego się na niedzielny spacerek po parku, przy którym można oderwać się od rzeczywiści i iść wzdłuż zachodzącego słońca, szczególnie w lato. Jednak Ci bardziej wybredni będę marudzić, że to mało ambitne, nudne, itp. Ja wybieram stanowisko pomiędzy, bo krążek mimo iż przyjemny, mógłby zostać bardziej dopracowany, szczególnie pod kątem podkładu.

Między All of You a wcześniejszymi produkcjami Caillat nie ma olbrzymich różnic jakościowych, jednak widać, że wokalistka robi postępy. W stosunku do poprzedniczek, AoY jest bardziej różnorodny, trochę ciekawszy i ma przyjemniejszy klimat. Jednak wszechobecna nuda (jej niewielka ilość) dopadła również i ten krążek, sprawiając, że przy paru numerach zdarzy nam się ziewnąć – jednak nie mam pojęcia co jest tego dokładną przyczyną. Reasumując, podkład jest niczego sobie, tekst też, w dodatku ciekawym atutem jest miła atmosfera niczym z reklamy soku lub innego rodzinnego czegoś_tam. Ogólnie płyta jest nawet dobra, ale aż prosi się, by jeszcze nad nią popracować. Za to podejście - czwórka.



Zgadzasz się? Podaj dalej:

0 komentarze:

Prześlij komentarz