26 kwietnia 2011

Recenzja: Lenka - Two

Pamięta ktoś jeszcze Lenke? To ta od The Show (wiosenna ramówka TVN z 2009) i Trouble Is a Friend (piosenka wykorzystana w jednym z odcinków Chirurgów). Bardzo wiele osób twierdzi, że pochodzi z Niemiec – a to dlatego, że jest mylona z niemiecką piosenkarką Leną, która wykonuje podobny rodzaj muzyki. Ich jakość jest jednak całkowicie różna, o czym można się przekonać poniżej.



Tak naprawdę Lenka pochodzi z Australii, a mieszka w USA, gdzie promuje swój drugi solowy album zatytułowany po prostu Two. Znajduje się na nim 11 świeżych, lekkich popowy brzmień pozbawionych nachalnych syntezatorów, mikserów i innych nienaturalnych dźwięków, którymi oblegają nas stacje radiowe. Zamiast tego, tak samo jak w przypadku jej niemieckiej koleżanki, Lenka postanowiła zainwestować w gitarkę, wiolonczelę i inne normalne instrumenty. Tak specyficzne klimaty w połączeniu ze słodkim głosem wokalistki poskutkowały bardzo dobrymi produkcjami, o które w dzisiejszym przemyśle muzycznym jest coraz trudniej.

Po części to zasługa producentów z Epic Record. Nie są jakoś specjalnie znani (w porównaniu do takiego Dr Luka, czy RedOne), ale nie znaczny to, jak widać, że nie potrafią tworzyć dobrych kawałków. Poza dobrym podkładem, na uwagę zasługuje dość dobra (jak na tego typu produkcje) warstwa tekstowa. Tematyka większości produkcji skupia się przede wszystkim na relacjach damsko-męskich: w znakomitej balladzie Blinded By Love Lenka śpiewa o nieszczęśliwej miłości a w You Will Be Mine (jedna z dwóch piosenek, w których użyto jakichkolwiek dźwięków komputerowych) jest mowa o zagubionej kobiecie, której serce próbuje zdobyć pewien mężczyzna. Poza motywem miłości można posłuchać paru dobrych rad jak np. w Roll With The Punches, gdzie wokalistka śpiewa, że jeżeli życie nieźle nas dołuje, należy wziąć się w garść i iść dalej. Tematy może są troszkę banalne, ale rekompensuje to spójny i ciekawy sposób w jaki zostały przedstawione. Kolejnym miłym zaskoczeniem jest brak jakichkolwiek duetów. Dlaczego miłym? Bo dodatkowe głosy w takiej produkcji wprowadziłyby lekki chaos.

Nie lubię tego typu popu, jest bardzo specyficzny i wyrafinowany – w dodatku z natury bywa za bardzo flegmatyczny i momentami melancholijny przez co przez większość czasu nudzi. Jednak album Lenki jest inny: naturalna dziecinność głosu wokalistki i dobry melodyjny podkład w połączeniu z konkretnym tekstem sprawiły, że longplay się wyróżnia. Wiadomo – krążek nie trafi w tak duży target jak Nicole Scherzinger czy Britney Spears, ale za to może się pochwalić tym, że jest jednym z najlepszych w swoim (pod)gatunku. Mimo to na pewno wielu osobom się nie spodoba a jak już, to pewnie zacznie nudzić. Po części to wina zmieniających się trendów - teraz nic co nie ma lejdigagaowych sampli i mocnego bitu nie ma szans długiej kariery w radio. Popyt na takie krążki zanika. A szkoda, bo to naprawdę solidna produkcja.


Zgadzasz się? Podaj dalej:

0 komentarze:

Prześlij komentarz