24 lipca 2011

Recenzja: Breathe Carolina - Hell Is What You Make It

Breathe Carolina to amerykański duet (czasami uchodzący jako zespół) tworzący różne odmiany muzyki popularnej w wersji, o dziwo, średnioradiowej. Dotychczas nagrali trzy produkcje studyjne (2 LP + 1 EP), które pomimo dużego potencjału nie zawojowały świata. Dwa lata po wydaniu ostatniej z nich, światło dzienne ujrzał ich trzeci longplay. Również dobry? Też ma potencjał? Check it out!




Hell is What You Make It, bo z tym mamy do czynienia, zawiera w sobie 13 (12 + intro) tracków będących niebanalną mieszanką electropopu, dance’u, rocka i dubstepu. Wbrew pozorom nie jest to kolejna plastikowa podróba ladygagowych klimatów, lecz dość ciekawa i ambitna produkcja, która pomimo paru wad i słabszych momentów, prezentuje się całkiem dobrze.

Poza samymi artystami (Kyle i David), za produkcję odpowiadają m.in. Ian Kirkpatrick i Matt Squire. Mimo iż płyta wypada całkiem nieźle, jest parę rzeczy, które można było dopracować – niektórym, dosłownie dwóm albo trzem piosenkom, brakuje pierwiastka różnorodności, przez co od czasu do czasu może (ale nie musi) powiać nudą; poza tym, momentami chłopcy brzmią tanio jak słitaśny boysband. Jednak widoczność i natężenie obu tych ‘wad’ jest tak małe, że pewnie wiele osób nie zwróci na to uwagi.

Również tekst nie jest tak bardzo szeptliwy – jak w wielu podobnych przypadkach, również i tym razem liryka jest w zasadzie o wszystkim i o niczym, ale w urozmaiconym wydaniu: raz jest wesoło, raz klimatycznie, ciągle coś się dzieje. Oczywiście o głębszych refleksjach czy epickiej opowieści możemy zapomnieć – ważne jednak, że nie jest banalnie.

Jak napisałem na początku, krążek jest średnioradiowy – oznacza to, że te bardziej komercyjne stacje nie będą skłonne promować większości kawałków, bo są one, że tak to określę, nazbyt ambitne. Nie znaczy to, że ta druga grupa, czyli radio friendly jest tania, nic z tych rzeczy. Przykładem może być pierwszy i, jak na razie, jedyny singiel – Blackout. Nie jest to super przebojowy track, ale mi i tak się podoba, bo jest przyjemnym i dobrze zbalansowanym electropopem, którego syntezatory i inne plastikowe badziewia nie są przytłaczające i nie wywołują bólu głowy – czyli tak, jak być powinno.

Z resztą kawałków jest podobnie, w dodatku jakościowo też wyglądają prawie tak samo. Mimo to szczególnie polubiłem kawałek Chemicals, czyli coś w klimacie dubstepu z domieszką popu – do prawdziwego dubstepu co prawda trochę brakuje, ale najważniejsze, że nie kompromituje gatunku. 
Kolejnym moim pupilem został Last Night (Vegas), kawałek prezentujący pop, rnb i znikome elementy dnb. Poza tym dość fajnie wypada kolejny mix stylów, tym razem delikatnego popu i typowych rockowych brzmień, czyli Lauren’s Song. Takich nie zawsze typowych połączeń jest więcej, ale nie mam zamiaru wymienić wszystkich, zainteresowani sami sobie sprawdzą.

Swoją specyficznością krążek powinien przyciągnąć poszukiwaczy ciekawych, popowych dźwięków, jak i niektórych fanów niekomercyjnego popu. Dla radiowego target może się to okazać zbyt dziwne i przekombinowane – jednak w rzeczywistości takie nie jest. Co do reszty to sam nie wiem – przesłuchać warto choćby z samej ciekawości.

Przed zapoznaniem się z Hell Is What You Make It, nazwa Breathe Carolina była mi kompletnie obca. Zabierając się do pierwszego odsłuchu moje nastawienie było maksymalnie sceptyczne – byłem wręcz pewien, ze to kolejny band, który podrabia twórczość Britney Spears i Lady Gagi, i myśli, że jest fajny. Jednak, gdy ogarnąłem cały materiał, polubiłem ich, nawet bardzo. A to dlatego, że ich twórczość jest w miarę oryginalna, czyli nie słychać tu wpływu znanych postaci ani oklepanych motywów. Poza tym nie jest nachalna – tracki są w pełni wyważone, żaden motyw nie uciska nam mózgu, nie wywołuje wymiotów, nie drażni (chyba, że ktoś nie lubi).

Czyli fajna ta płyta? Tak, nawet bardzo. Długo się wahałem, czy postawić ocenę bardzo dobrą, czy jednak dobrą i doszedłem do wniosku, że zostanę przy tej niższej, bo to, że mi się podoba nie oznacza, że technicznie też taka jest – w końcu są aspekty, które trzeba jeszcze dopracować. Nie powiem, że stać ich na więcej, bo nie znam ich wcześniejszych dokonań, ale wiem, że ich muzyka ma potencjał - i chciałbym, by korzystali z niego intensywniej.



Zgadzasz się? Podaj dalej:

6 komentarze:

Ostatnio zwróciłem uwagę na ten album, bo był notowany na liście Billboardu. Posłuchałem singlowego "Blackout" i kawałkiem wpadł mi w ucho. Przywołuje trochę na myśl brzmienie Metro Station ("Shake it"), ale to taki gatunek - jeden zespół podobny jest do drugiego. Nie wiem, czy posłuchałem całej płyty, bo lista tytułów, którym zamierzam poświęcić czas, jest bardzo długa, ale najważniejsze, ze zespół nie umknął mojej uwadze.

Ja także zapoznałam się z tym zespołem dopiero niedawno, kiedy "Blackout" zaczęli nadawać w radiu. Teraz jestem ich fanką. Bardzo podoba mi się połączenie ich głosów. Kyle Even śpiewa bardzo rockowo co słychać np w "Hello fascination", a David Schmitt ma taki normalny, ale słodki głos. Z tej płytki do gustu bardzo mi przypadły nie znane dotąd kawałki. Są nimi "Last night (Vegas)" , "Waiting", "Edge of heaven". Bardzo polubiłam też ich najnowszą piosenkę, która nie jest jeszcze na żadnej płycie "Sweat it out". Jej premiera wypadła akurat w moją datę urodzin, zrobili mi super prezent. :D Zdenerwowałeś mnie pisząc, że to podróba Lady Gagi. Lady Gaga jest beznadziejną wokalistką, która pisze piosenki o seksie i próbuje zwrócić na siebie uwagę badziewnymi ciuchami. Breathe Carolina to zupełnie coś innego, czego nie powinno się do niej nawet porównywać.

Hell is What You Make It jest super-superowe i moim zdaniem powinieneś zmienić ocenę na wyższą.:)

hej chce właśnie kupić hell is what you make it kocham kocham kocham breathe carolina a zwłaszcza DAVID'A CIACHO Z NIEGO liczę na to że płyta będzie super a i tak słucham ich od niedawna jak usłyszałam blackout zarąbiste jest też idgaf!!!!!!!!!!!!!!!!!!!love you david

Bardzo chce kupic ta plyte. Uwielbiam glos Davida. Kyle tez jest swietny.

Jak usłyszałam ich singiel "Blackout" na Eska TV to się zdziwiłam... Na pierwszy rzut oka i na pierwsze odsłuchanie, pomimo elektronicznego klimatu piosenka wydała mi się zupełnie niekomercyjna. No i look chłopaków jakby pożyczony od Olivera Sykesa z grupy Bring Me The Horizon. Jednak ciesze się, że trafiłam na nich... Płyta "Hell is.." jest świetna, rewelacyjne pomieszanie gatunków i te elementy screamo! Moje skojarzenie z BMTH było absolutnie słuszne. ;) Po odsłuchania tego albumu natychmiast zapragnęłam poznać poprzednie dokonania tego duetu. Porządna muza. Wpada w ucho, ale nie jest banalna.

Boze ten zespół jest na świetny ! Chłopaki mieszają fajnie różne gatunki muzyki! Płyta godna polecenia i przesłuchania naprawdę! Blackout wpadło mi w ucho i nie chce się wogóle odczepić :) myślę ze ocenę powinnes zmienić na wyższa bo ten zespół jest naprawdę fajny ich muzyka zaraza, no i podoba mi się ze chłopaki są sobą i nikogo nie udają :)

Prześlij komentarz