The Internet to duet składający się z dwójki doświadczonych producentów wchodzących w skład formacji zwanej OFWGKTA, która znana jest z wykonywania alternatywnych rodzajów hip hopu. Jednak dla Syd Tha Kida i Matta Martiansa taka muzyka to widocznie za mało, dlatego postanowili sami nagrać coś jeszcze bardziej eksperymentalnego. I tak powstał ich debiutancki album. Ale czy taka zabawa z dźwiękami aby na pewno nadaje się do słuchania?
Na krążku o dosyć oryginalnej nazwie Purple Naked Ladies możemy znaleźć 14 numerów z nieco specyficznego gatunku jakim jest trip-hop, czyli mieszanina rapu, dubu oraz niewielkiej ilości elektroniki i soulu, a wszystko to utrzymane w ponurej, lekko chaotycznej atmosferze. Całość została wydana pod szyldem Odd Future Records - wytwórni założonej właśnie przez OFWGKTA.
Słuchając poszczególnych kawałków po raz pierwszy, nie da się o nich powiedzieć zbyt wielu dobrych rzeczy - jedynie nieliczne wpadają w ucho, natomiast reszta odstrasza swoją matowością. Z następnymi odsłuchami jest trochę lepiej, zaczynają podobać się nam kolejne utwory, ale większość wciąż pozostaje zbyt monotonna - szczególnie te żmudne instrumentale (interludy?), których na szczęście nie ma dużo. Płyta generalnie nie zawiera muzyki rozrywkowej, to bardziej alternatywny środek relaksu, bo, bądź co bądź, podkład jest w miarę spokojny i miły dla ucha, jednak mimo wszystko powinien być w większym stopniu melodyjny oraz ogólnie intrygujący. Na plus zaliczam towarzyszący numerom stosunkowo smutny klimat, dzięki któremu tracki znacznie lepiej nam 'wchodzą', chociaż z drugiej strony nie sprawia on, że album będzie się wydawał jakiś wyjątkowy. W każdym razie i tak nie jest źle.
Natomiast o liryce nie ma się co za bardzo rozpisywać, bo jej rola jest względnie niewielka. Poza tym nie ma jakoś konkretnie sprecyzowanej tematyki, bo o ile w ogóle jest ktoś na wokalu, to jego kwestie nie są zanadto obszerne i traktują dosłownie o wszystkim i o niczym. Ale jako dodatek jest niczego sobie.
Z tego co podaje angielska Wikipedia, z krążka zostały wydane już trzy single. Pierwszy z nich to jeden z lepszych kawalków Love Song -1. Z kolei singiel They Say prezentuje się znacznie słabiej, jest w moim odczuciu wtórny i wręcz nużący. Całe szczęście na trzeci wybrano definitywnie najlepszą z możliwych propozycji, czyli Cocaine. I jak na razie to tyle.
Między pozostałymi numerami również można zauważyć znaczny rozjazd jakościowy, bo spotkamy tutaj zarówno bardziej atrakcyjne (1 i 3 singiel), dosyć słabe (np. działające mi na nerwy Violent Nude Woman), oraz po prostu przeciętne produkcje, które prezentowane pojedynczo nie wypadają za ciekawie.
I pewnie dlatego Purple Naked Ladies nie przypadnie do gustu wielkiej rzeszy słuchaczy, dla których będzie zwyczajnie, jak to podsumował mój znajomy, 'niezłym syfem trącącym końcem XX wieku, że aż miło'. Jedynie osoby naprawdę kochające wszelakie odmiany alternatywnego rapu odnajdą w nim urzekające piękno, przy którym będą mogli odpocząć i odciąć się od świata. A dla mnie? Jest po prostu przeciętnie - czasami coś przykuje uwagę, momentami do siebie zrazi. Czekam na wersję 2.0.
Zgadzasz się? Podaj dalej:
0 komentarze:
Prześlij komentarz