7 grudnia 2011

Recenzja: T-Pain - rEVOLVEr

Nigdy specjalnie nie ukrywałem, że nie przepadam za twórczością tego pana - a to głównie za sprawą featuringów u boku różnych raperów, którym urozmaica utwory za pomocą swojego zawsze auto-tune'owego głosu, który dosyć często irytuje. Warto przypomnieć, że podczas swojej prawie 12-letniej kariery T-Pain wydał 3 krążki, które odniosły umiarkowany sukces. Jednak przez ostatnie lata zaprzestał solowej działalności a przerzucił się właśnie na wspomaganie innych artystów. Teraz znów powraca z czymś nowym - no i czas to przeanalizować.


rEvolver to już czwarty longplay amerykańskiego rapera ukrywającego się pod pseudonimem T-Pain i podobnie jak poprzednie wydawnictwa został wydany przez Konvict Muzik. Jego wnętrze to 14 tracków będących mieszaniną popu, rapu i rnb, która, jak dla mnie, wypada bardzo radiowo i jakościowo jest czymś pomiędzy ostatnimi dokonaniami Chrisa Browna a Jasona Derulo – czyli jest po prostu ‘tak se’. Przyjrzyjmy się temu bliżej...

Warto zacząć od tego, że największą wadą produkcji, z którymi związany ten owy raper jest jego (strasznie drażniący moje poczucie estetyki) głos będący jednym wielkim auto-tune'm - usłyszeć prawdziwego Faheem'a jest bardzo ciężko, o ile wogóle się da. A jeżeli chodzi o sam podkład, to przez większość czasu jest przyzwoicie i mimo iż szału nie ma (w końcu użyte tutaj sample i bity nie są powalająco oryginalne), to uszy nie bolą - to się tyczy produkcji o zabarwieniu typowo rapowo-rnb. Natomiast te bardziej taneczne numery (których sensu istnienia nie mogę pojąć) zostały wykonane z istnie Pitbull'owym rozmachem - czyli przeboje na siłę zawierające wręcz plastikowe motywy i mało ciekawy tekst. Całe szczęście, że tych kawałków jest stosunkowo niewiele. 

Tekst, nie powiem, nie jest tragiczny, ale też nie zaskakuje swoją jakością, przecież jak zwykle mamy okazję posłuchać o kobietach, ulicy i imprezach. W końcu sam gatunek, jakim w tym przypadku jest 'rapopolo', zobowiązuje do tanich liryk. I to tyle w temacie.

Z tego co mi wiadomo, album promowany jest na razie trzema singlami. Pierwszy z nich to Best Love Song feat. Chris Brown, czyli takie spokojne rapo-rnb, które nie zawojowało kompletnie żadnych notowań - słusznie, bo niby to przyjemne, ale też strasznie średniawe. Drugi to  5 O'clock z gościnnym udziałem Wiz Khalify i Lily Allen, który mimo, że do specjalnie wybitnych nie należy, i tak jest moim faworytem - to chyba dlatego, że bardzo tu trudno o coś lepszego. A trzecim jest numer, którego można spotkać tylko w wersji deluxe, czyli Nothin, w którym raper nie ma tak strasznie zmiksowanego głosu - wręcz w miarę naturalny. A sam track też niczego sobie.

Warto także zwrócić uwagę na gościnne głosy: poza wymienionymi wcześniej Chrisem Brownem, Lily Allen i Wiz Khalifą, usłyszymy także Lil Wayne’a, Ne-Yo, Pitbulla, Chuckie'go oraz grupę One Chance. Każdy osobnik brzmi inaczej, więc i dodaje pewnej nutki świeżości, która pozwala odetchnąć od (jak już wcześniej wspomniałem) męczącego głosu T-Paina. Bardzo fajna sprawa.

Zasadniczo płyta nie jest zła: rEVOLVEr to podsumowanie aktualnych trendów - zarówno tych bardziej oklepanych jak i mniej. O ile słuchaczom czystego rapu nie polecam z tym obcować, o tyle fanom artystów przekroju Flo-Rida'y, czy Pitbull'a może się to w pewnej mierze spodobać, bo jest to jak najbardziej radiofriendly. Jednak dla mnie numerów wartych uwagi jest niewiele. Ba, co najwyżej dwa. Reszta jest do bólu przeciętna.


Zgadzasz się? Podaj dalej:

4 komentarze:

Zrecenzuj Honey! Właśnie wydała reedycje płyty.

Reedycje to nie moje klimaty. Wolę świeże longplay'e :)

Ja również do tej pory nie lubiłem T-Paina i nie planuję słuchać jego nowego albumu. Mam czego słuchać:-) Nawiasem mówiąc, najsłabszym ogniwem muzyki T-Paina jest chyba on sam, a to raczej nie zachęca do poświęcania mu czasu. Na razie wystarczają mi jego single, które jakoś do mnie nie trafiają.

kupiłem płyte i jest zadowolony

Prześlij komentarz