30 grudnia 2011

Recenzja: Natalia Safran - High Noon

Kojarzy ktoś Natalię Safran? No właśnie, ja do niedawna też nie wiedziałem kto to jest. Otóż mamy do czynienia z byłą Miss Wielkopolski, która jako 18-latka wyjechała do Paryża, by tam rozpocząć karierę profesjonalnej modelki. Następnie dotarła do Stanów, gdzie poznała swojego obecnego męża, z którym żyje długo i szczęśliwie w Hollywoodzkiej rezydencji. Co u niej słychać? Chodzi po wybiegach, okazjonalnie gra w filmach...no i nagrała płytę. Czas więc rzucić na nią uchem.


Zanim zabrałem się za odsłuch wszystkich 13 tracków (spod szyldu Empiku) zawartych na High Noon, miałem pewne obawy co do ich jakości - w końcu po co bogata modelka/aktorka wydaje krążek? Głównie z nudów albo potrzeby samorozwoju - taka była moja pierwsza myśl. Dodając do tego trochę tandetną okładkę, pierwsze wrażenie powstałe w mojej główce nie było za ciekawe. Ale na szczęście nie oceniam okładki, tylko muzykę - a ona wbrew pozorom nie jest aż taka straszna.

Kawałki zaprezentowane na albumie to typowy folk-popowy chillout, czyli dosyć spokojne i delikatne numery, które bardziej nadają się do samotnych spacerów po lesie aniżeli do radiowej publiki. Duży udział w ich produkcji miał brat Pani Safran, Mikołaj Jaroszyk, bez którego ta płyta właściwie nie miałaby miejsca, gdyż to właśnie on odpowiada za skomponowanie większości utworów. Swoją drogą, nie są one jakimś mistrzostwem - niektóre są troszkę monotonne oraz mało zjawiskowe, czasami sprawiając wrażenie lekko bezpłciowych, dlatego zaczynanie przygody z popowym chilloutem od tego wydawnictwa nie jest najlepszym pomysłem. Natomiast osoby, które obcują z gatunkiem od dłuższego czasu z pewnością docenią jego urok i przygarną go do siebie na dłuższą chwilę - przecież subtelnych melodii połączonych z idealnie wkomponowanym wokalem słucha się dość przyjemnie, momentami jest nawet chwytliwie - harmonia, stonowanie oraz nader rozluźniający charakter to główne atuty podkładu.

O ile dźwięki są w miarę przyzwoite, to tekst wypada do bólu przeciętnie, ponieważ tematyka opiewa głównie różnorakie przejawy miłości oraz wolność, czyli to, co spotkamy na setkach innych produkcji tego typu. Niby nie jest źle, bo liryka fajnie zgrywa się z muzycznym klimatem nadając mu większą autentyczność, jednak Natalię stać na coś bardziej kreatywnego, bo prawda, miłość to jedno z najbliższych nam uczyć, ale właśnie z tego powodu śpiewanie o nim to banał, poza tym napisanie na ten temat czegoś, czego jeszcze nie było, graniczy z cudem. Reasumując: tekst 'ujdzie'.

Bez wątpienia najbarwniejszymi utworami, jakie można tu spotkać są (na razie) dwa wypuszczone single. Pierwszy z nich, czyli Hey You (prawdopodobnie najbardziej radiowy twór), który został wykorzystany jako soundtrack w dwóch komediach romantycznych: 'New in Town' oraz 'Nienawidzę walentynek'. Natomiast drugi to niemniej interesujący Big Wave, do którego klip nie został jeszcze oficjalnie wydany. To tyle w tym temacie.

Z kolei pozostałe numery wypadają (w większości) o klasę gorzej i jakoś nic szczególnego nie przykuło mojej uwagi - poza dosyć pozytywnym The One For Me, w którym oprócz głosu piosenkarki usłyszymy także męski wokal (czyżby Mikołaj?). Single + TOFM przesłuchać warto, gdyż to naprawdę atrakcyjny materiał - resztę też, ale to bardziej z ciekawości, może akurat trafi w gusta.

Płyta nie wywołała we mnie skrajnych emocji, zamiast słuchać poszczególnych nut z wypiekami na twarzy, traktowałem je jako 'akustyczny dodatek', który towarzyszył mi przez większość dnia, chociaż czasami zapominałem, że czegoś w ogóle słucham. Konkretna opinia? Całość fajnie pasuje do spokojnego integrowania się z naturą oraz wieczorów spędzanych przy kominku - ale jeśli nie lubisz chilloutu, nie polubisz tego albumu. Wahając się pomiędzy 4 a 3 zostaję przy mocnej trójce, bo po rynku krąży wiele lepszych propozycji. Może następnym razem będzie lepiej.


Zgadzasz się? Podaj dalej:

4 komentarze:

pierwszy raz o niej słyszę, dobrze, że pojechała za granicę, tam pewnie coś osiągnie.

taka spokojna muzyka w sam raz na np. najbliższą niedzielę mi pasuje. ^^

Nie słyszałam o niej w ogóle przedtem. Że tak powiem szału nie ma ale mogło być gorzej.

przesłuchałam, chyba nie dla mnie ;) ale recenzja jak zwykle - sam wiesz co myślę ;)

Niezły ma głos ta Natalia, a piosenki idealnie dopasowane do tego głosu.

Prześlij komentarz