15 kwietnia 2012

Recenzja: The Used - Vulnerable

Quinn, Jeph, Bert oraz Dan, czyli The Used, jest to rockowy band, który swoje pierwsze hiciorki zaczął wydawać już w 2001 roku. Jego dyskografia zawiera 5 studyjnych krążków, jeden Live album, kompilację oraz EP'kę. W sumie, grupa może pochwalić się 16-stoma singlami (z których najpopularniejsze to The Taste of Ink i The Bird And The Worm) oraz ponad 43-milionową liczbą odtworzeń na portalu last.fm. Jak widać, muzycy nie mają prawa narzekać na brak fanów. Pod koniec marca, światło dzienne ujrzał ich kolejny longplay. Czas mu się przyjrzeć.

Piąte (równocześnie pierwsze spod szyldu Hopeless Records) podejście amerykańskiego zespołu nosi nazwę Vulnerable i w wersji rozszerzonej składa się z 17 typowo rockowych nagrań - 14 premierowych oraz 3 w wersji akustycznej. W sumie, zaliczenie całości zajmuje niewiele ponad godzinę. Z pewnością nie będzie to niezapomniana chwila, gdyż kreatywność nie jest mocną stroną tego wydawnictwa, aczkolwiek i tak jest całkiem przyjemnie...

Za skomponowanie całego materiału jest odpowiedzialny tylko i wyłącznie sam zespół. Natomiast 'sklejenie' oraz studyjne dopieszczenie powierzono John'emu Feldmannowi - producentowi i wokaliście Goldfinger. Jeżeli więc chodzi o warstwę muzyczną, to muszę przyznać, że mimo wszystko nie wywołała we mnie większych emocji. Dlaczego? Nie jestem pewien. Niby są dynamiczne, rockowe dźwięki, gdzieniegdzie pojawia się jakiś elektroniczny motyw, żeby nie było monotonnie, to znalazło się tu też coś wolniejszego - teoretycznie nie ma na co narzekać. Prawdopodobnie problem polega na tym, że melodie powstałe z różnorodnych dźwięków nie są wyjątkowo zjawiskowe - gdzieś to już słyszeliśmy. Pomijając ten fakt, obeszło się bez większych wpadek i nic nie ma prawa wprowadzić nas w zażenowanie bądź też totalnie uśpić. Reasumując, podkład jest dosyć zwyczajny i nie ma się czym ekscytować.

Tekst skupia się m.in. na ucieczce od rzeczywistości, naturze, miłości i innych typowych dla rocka tematach, które towarzyszą nam przy wielu podobnych produkcjach. A forma? Zwrotki są w miarę przyjemne, natomiast refreny strasznie banalne. Niby jakoś specjalnie mnie to nie przeszkadza, ale ewidentnie widać, że na tym polu również szału nie ma.

Pierwszym utworem odpowiadającym za promocję wydawnictwa jest I Come Alive. Niby żywy oraz zróżnicowany, lecz bez większego potencjału. Natomiast druga propozycja Hands and Faces jest definitywnie o wiele bardziej atrakcyjna - również dynamiczna i zarazem wpadająca w ucho...

...i to właśnie ona leci na mój odtwarzacz. Oprócz niej, moje zainteresowanie wzbudziły także This Fire oraz Moving On. Zasadniczo to tyle. Reszta mnie do siebie nie przekonała - mimo iż niczym nie odrzuca, to zdaje się być lekko monotonną. I taką...bez wyrazu. Jeżeli jednak komuś spodoba się pierwszy singiel, to z pozostałych numerów również będzie zadowolony, gdyż prezentują podobny poziom - te same atuty, te same błędy.

Vulnerable to niezbyt zajmująca płyta - chociaż ilościowo wypada bardzo przystępnie, to jakościowo cierpi na deficyt nowości, świeżych patentów. Dlatego obcowanie z materiałem nie 'wryje' się w pamięć i raczej nie będziemy ubolewać jak końca będzie dobiegać ostatni track. 'Przyzwoicie' - co najwyżej tak mogę określić najnowszy album The Used.


Zgadzasz się? Podaj dalej:

0 komentarze:

Prześlij komentarz